piątek, 18 października 2013

Przygotować do życia kobietę

Gdzieś kiedyś rzucił mi się w oczy wywiad z Martyną Wojciechowską, której, poza tym wypadkiem, właściwie nie oglądam ani nie czytam. Na głównej stronie któregoś popularnego portalu zobaczyłam słowa "Ja po prostu wiedziałam, że chciałabym wychować i przygotować do życia kobietę.". I odrobinkę się zasępiłam. Przyznaję, że poczułam lekkie ukłucie. Trzeba być naprawdę świetną, odważną i wartościową kobietą, żeby mieć taką pewność. Ja jej nie mam i szczerze zazdroszczę. I mój brak pewności nie dotyczy samego faktu posiadania córeczki (jakie nieprzyjemne sformułowanie. Dzieci się posiada?). Strasznie chciałam, żeby Łucja była dziewczynką. Brakuje mi tylko przekonania, że będę potrafiła ją przygotować do życia. Z chłopcami jest mimo wszystko prościej. Świat dla mężczyzny jest przyjazny. Głaszcze go, chwali, wybacza. Opiekuje się nim i nie wymaga za dużo. Traktuje poważnie. Kobiety lekceważy. Patrzy na ręce i nie przymyka oczu. I jak taką małą osóbkę nauczyć, żeby miała do tego wszystkiego dystans, żeby znała swoją wartość i żeby wiedziała, że nie musi nikomu niczego udowadniać? Myślę o tym intensywnie i trochę się boję. Chciałabym, żeby ona, kiedy będzie już na tyle dorosła, żeby myśleć o dzieciach (o ile kiedykolwiek będzie chciała mieć dzieci), w przeciwieństwie do mnie miała tę pewność.

Tatuś się trochę wygłupia i mówi, że będzie Lusi kupował małe żelazka, miotełki i garnki. Na szczęście przyjaciółka obiecała, że dla równowagi sprezentuje jej dzieła Simone de Beauvoir w obrazkach ;).


niedziela, 13 października 2013

Odzyskując siły

Trochę ostatnimi dniami chorowałyśmy. Nie wybrałam się do żadnego lekarza, bo w pierwszej fazie  byłam przekonana, że Luśka po prostu skopała mi wątrobę (naczytałam się, że w ósmym miesiącu nudności po prostu wracają), jak już dostałam gorączki, to  nie miałam siły nawet myśleć o tym, żeby gdzieś jechać, a potem mi niespodziewanie wszystko przeszło i byłam już tylko osłabiona. W rezultacie ostatnie dwa dni prawie całe przespałam. A dziś zaczęłam się znów niepokoić, że jakby co, to jestem zupełnie nieprzygotowana. Znalazłam więc, na stronie fundacji Rodzić po Ludzku jakąś uniwersalną listę i pobiegłam robić zakupy.

http://www.rodzicpoludzku.pl/Jak-przygotowac-sie-do-porodu/torba-do-szpitala.html

Dalej brakuje mi jeszcze prawie wszystkiego, ale jestem trochę spokojniejsza:). Naprawdę trzeba mieć ze sobą tyle wyników jakichś dziwnych badań?

wtorek, 8 października 2013

Jesień

Piękna jest w tym roku jesień. Najpierw nastroiła mnie trochę leniwie i trochę melancholijnie i jakoś nie miałam zupełnie nastroju do pisania. Za to wczoraj w parku zachwyciła mnie kolorami i lekkością powietrza. Siedziałam na ławce, przyglądałam się spadającym liściom i przechodzącym z rzadka ludziom i myślałam, że mogłabym tak siedzieć i siedzieć... Łucja jesień zobaczy dopiero za rok, więc chociaż trochę jej opowiadam. To zdecydowanie moja ulubiona pora roku.

   Widget pokazuje, że zostało nam jeszcze tylko 55 dni. Jeszcze chwilka. Jakoś wytrzymam:). Trochę się boję wcześniejszego porodu (młody urodził się prawie miesiąc wcześniej właściwie bez przyczyny i bez konsekwencji, po prostu mu się spieszyło na ten świat), a najbardziej tego, że będę zupełnie nieprzygotowana jak się zacznie. Ale torby do szpitala jeszcze nie pakuję. Za to łóżeczko zostało już zakupione (dziękuję Babci i Dziadkowi) i właśnie czekam na kuriera. Jesteśmy też w trakcie wymieniania samochodu. Nasz stary grat może w zimie zawieść, zamiast nas zawieźć do szpitala. Ale to potwornie trudne, jak ktoś się na tym zupełnie nie zna i nie ma własnego zdania. Pełno życzliwych osób dookoła, każdy zachowuje się jak wyrocznia i każdy mówi coś innego. Już mnie głowa od tego boli. Cały czas jeszcze liczę, że jednak ktoś zrobi to za mnie;).