środa, 30 kwietnia 2014

Ombre

Strasznie długie miałam święta. Dopiero w niedzielę wróciliśmy od teściów. Kawał drogi mamy, więc nieczęsto widują wnuczkę. W ramach wyrzucania z siebie niepotrzebnych napięć siedziałam wczoraj godzinę u fryzjerki, na cudownym, masującym fotelu, podczas gdy miła pani robiła z moimi włosami jakieś zupełnie zbędne rzeczy (końcówki podcięłam przedwczoraj, a wczoraj tylko jakiś dziwny zabieg wzmacniający). Chociaż jak dziś czesałam tradycyjny, nieabsorbujący koński ogon, to stwierdziłam, że może jednak potrzebne, bo tak mi się więcej tych włosów jakby zrobiło. No i od fryzjera wyszłam z taaaaaaaaaaaaaakim szerokim uśmiechem:). Przy okazji fryzjerka zwróciła mi uwagę, że mam na głowie bardzo ładne, delikatne ombre. Nie, żeby specjalnie, po prostu chcę wrócić do naturalnego koloru włosów, a to dziadowskie słońce wyszło ostatnio i bezczelnie rozjaśniło mi tylko ten kawałek, na którym miałam wcześniej farbę. Kiedyś to się nazywało odrosty, a teraz jest modne i się nazywa ombre. Okropność. A czekać będę jeszcze ze sto lat, aż się wyrówna. Ledwo się powstrzymałam, żeby nie pobiec do sklepu po farbę. Może powinnam, na znak protestu. Przez ostatnie półtora tygodnia nasłuchałam się strasznych rzeczy na temat bycia matką. Wyobraźcie sobie, że niektórzy ludzie zupełnie poważnie uważają, że matka nie ma prawa mieć swoich potrzeb, pragnień, pasji i cała jej egzystencja, tak gdzieś do ukończenia przez dziecko 20 lat powinna się ograniczać do zajmowania się nim. A ja myślałam, że matka też człowiek. O, naiwności moja! Potrzebny mi był ten fryzjer:). Jak to dobrze, że jesteście tutaj i mogę się komuś wygadać.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozstrzygnięcie rozdania

Rozdanie, które wam pokazałam dwa posty wcześniej w prawdziwym meczu skończyło się tak, że mili panowie wypuścili mi szlema pikowego, którego nawiasem mówiąc bardzo ładnie wylicytowałam, ale który nijak nie szedł. A moje rozdanie blogowe musiałam zakończyć z pomocą Tatusia, z obawy o swój brak obiektywizmu. Tatuś stwierdził, że skoro w zabawie udział wzięło 8 osób, to najłatwiej będzie ponumerować je w kolejności dodawania wpisów i rzucić kostką... ośmiościenną. Tak też uczyniliśmy. Zrobiłam nawet zdjęcie. Niestety, musicie uwierzyć mi na słowo, ponieważ zdjęcie musiałam robić telefonem, który nie jest jakimś wypasionym smartfonem i umie się komunikować z moim osobistym laptopem tylko przy pomocy kabla, którego nijak nie potrafię znaleźć (aparat mam od lutego w naprawie:( ). Obiecuję, że jak tylko znajdę, to podmienię. A na razie musi wam wystarczyć to zdjęcie, pożyczone z internetu, na którym widnieje ta sama liczba, co na mojej kostce:

http://www.gryfabularne.pl/rekwizyty.html

Ta, która wypadła, to ta na górze, jakby ktoś miał wątpliwości:), więc płyta wędruje do Zimowej Mamy. A my wszystkim mamom, które tu zaglądają i wszystkim maluszkom życzymy wesołych Świąt (jeżeli zagląda ktoś, kto nie jest mamą ani maluszkiem, to tym bardziej:)))).

niedziela, 13 kwietnia 2014

Samodzielność

   Wstałam dziś rano i zanotowałam z niejakim zdziwieniem, że mojego dużego syna nie ma w domu. Mam jakieś dziury w głowie, bo powinnam chyba pamiętać, że to dziś dzień, w którym młody ma samodzielnie zarobić pierwsze pieniądze. Przyszedł do domu z torbami pełnymi ulotek. A ja właśnie piję kawę i rozklejam się odrobinkę, przerażona niemożliwym tempem pędzącego czasu. Wyobrażacie sobie, że wasz maluszek nagle zaczyna sam zarabiać pieniądze? Już nie jest bezradnym, zależnym od mamusi maluszkiem, tylko prawie dorosłym, samodzielnym człowiekiem.
   Muszę się wam przyznać, że trochę go do tego sprowokowałam. Zastanawiałam się, czy dobrze robię (na szczęście bardziej demoralizująca z babć jest daleko i nie mogła interweniować;)) i czułam się trochę jak wyrodna matka. Moje dziecko w zeszłym roku zrezygnowało z harcerstwa i właśnie się obudziło, że właściwie to chciałoby wrócić, a tak najbardziej to pojechać na obóz. Jako wyrodna matka powiedziałam, że moim zdaniem to trochę nie w porządku, że olał wszystkie zbiórki i teraz chce tylko śmietankę spijać, w związku z czym niczego mu nie zabraniam (ja z zasady niczego mu nie zabraniam), ale nie mam zamiaru wspierać jego kaprysów, zwłaszcza finansowo. No to postanowił, że sobie na ten obóz zarobi. Cieszę się, że nie poszedł po kasę do babć, tylko postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Czy to już ten moment, w którym powinnam zacząć czuć się staro?;)

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozszerzanie diety

Byłyśmy dziś z Luśkiem na szczepieniu. Mała zniosła kłucie dzielnie. Nawet nie pisnęła. Buntowała się tylko trochę przy mierzeniu obwodu główki. Została pomierzona, poważona i okazało się, że od ostatniego szczepienia przytyła tylko 200 gramów. Do tej pory wszystko było w porządku. Przybierała idealnie karmiona tylko moim mleczkiem. Chciałam żeby była na samej piersi jak najdłużej. Naczytałam się tych wszystkich superporad i wytycznych w broszurkach, książkach i internecie i postanowiłam zacząć rozszerzać dietę od szóstego miesiąca życia Lusi. Czyli zacząć za cztery dni. No ale (ja? matematyczka?) nie wzięłam chyba pod uwagę jednej rzeczy. Te wszystkie wytyczne dotyczą jakiegoś urojonego, przeciętnego statystycznego dziecka. Do każdego maluszka trzeba podchodzić indywidualnie. A moja Luśka jest dzieckiem dużym. 75. centyl i jeżeli chodzi o wzrost i o wagę. I potwornie energicznym. Biorąc pod uwagę te drobne fakty powinnam pomyśleć i być może zacząć rozszerzać jej dietę wcześniej. Przestraszyłam się trochę. Dostałyśmy skierowanie na badania i zalecenie natychmiastowego rozpoczęcia dokarmiania dziabąga. Dwa razy dziennie kleik bezglutenowy a na obiadek stopniowo owoce i warzywa. Zaczęłyśmy dziś od jabłuszka. Mała przeszczęśliwa. Powinnam była wierzyć swojemu dziecku, a nie jakimś bezsensownym wytycznym. I się zaniepokoić, że od paru dni śpi do 10:00, a nie cieszyć, że wreszcie się mogę wyspać. Głupia, głupia, głupia ja. 

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdanie na blogu:)


ROZDANIE 22

E
WE

S  A Q 10 7 5 3 
H  7
D  A K J 10
C  A 2
S  J 4
H  K 10 6
D  9 8 6 3
C 10 5 4 3
S  9 3
H  J 9 8 5 3 2
D  7 2
C  K 9 7
S  K 8 6
H  A Q 4
D  Q 5 4
C  Q J 8 6

Siedziałam na pozycji N... No dobra, teraz poważnie:). Nie miałam wprawdzie zamiaru robić takich rzeczy, ale jestem przeszczęśliwa, bo awansowaliśmy do drugiej ligi

http://modnystyl2013.blogspot.com/2013/05/na-zdrowie-szampan.html


i uznałam, że wam też jakieś rozdanie z tej okazji się należy. Mam do oddania płytę z zupełnie nieirytującą muzyką dla maluszków. Oprócz tego, że nieirytująca jest uspokajająca (sprawdziłam) i rozwijająca (podobno).


Nie musicie mieć bloga, dodawać mojego do obserwowanych, niczego lajkować ani robić innych podobnych głupstw. To jest rozdanie wynikające z czystej radości, a nie o motywach marketingowych;). Wystarczy, że w komentarzu pod tym postem napiszecie z czego ostatnio najbardziej się cieszyłyście(/liście, nie będę nikogo dyskryminować;), podpiszecie się bloggerowym nickiem lub adresem e-mail i zrobicie to do 14. kwietnia (żeby udało mi się wysłać jeszcze przed świętami i jakiś maluszek dostał miły prezent od zająca). 

czwartek, 3 kwietnia 2014

Ty też podkradasz kosmetyki swojemu dziecku?

Piszę tego posta zainspirowana zniesmaczoną miną jednej pani, którą zobaczyłam jakiś czas temu w jednym z programów śniadaniowych. Pani przyniosła ze sobą do studia tony drogich, supernowoczesnych kosmetyków (z resztą wyglądała jakby nie umiała dbać o siebie inaczej, niż wydając pieniądze, a szczerze mówiąc jakby w ogóle o siebie nie dbała) i krzywiąc się z obrzydzeniem powiedziała, że dziewczyny gdzieś za kulisami powiedziały, że w zimie używają jakichś kremów dla dzieci. Ja używam. I zimą i latem. I wcale się tego nie wstydzę. Zwłaszcza, że świetnie się sprawdzają na mojej kapryśnej, wrażliwej skórze. Próbowałam już wielu rzeczy z różnych półek cenowych i z niczego nie byłam tak zadowolona jak ze zwykłego kremu bambino. A długofalowa korzyść jaką będzie miała moja skóra z nieobciążania jej dodatkowo wszechobecnymi chemikaliami - bezcenna. No i nic tak świetnie nie nawilża mojego ciała jak dziecięca oliwka nałożona na mokrą skórę. I nie zmieni tego faktu nawet cały tabun grubych bab z telewizji.

Ps. Po prawdzie to tych kremów dla dzieci używam na zmianę z najcudowniejszym na świecie olejkiem arganowym i kremami z mojej ulubionej, sprawdzonej, aptecznej serii, bo skóra jednak bardzo szybko się przyzwyczaja.