sobota, 5 grudnia 2015

Prośba o wsparcie:)

Bardzo dawno mnie tu nie było, a do tego wracam nie bezinteresownie, ale mam nadzieję, że zrozumiecie, wybaczycie i wesprzecie:).
    Zajmuję się ostatnio głównie uczeniem większych i mniejszych ludzi gry w brydża. Mamy nawet od tego roku brydżową sekcję KU AZS Uniwersytetu Zielonogórskiego. Mam grupę młodych ludzi, którzy chcą grać i dużo zapału. Chwilowo świetnie sobie radzimy mając taki kapitał, ale czasem przydałby się też kapitał finansowy - żeby wysłać ich gdzieś na jakieś zawody, żeby kupić jakiś sprzęt (tak, do brydża też jest potrzebny:)). No i nasz macierzysty AZS daje nam szansę na realne wsparcie finansowe. Ogłosił konkurs dla sekcji na zbieranie lajków:)

https://www.facebook.com/ku.azs.uz/?pnref=story

Mamy czas do poniedziałku. Wygląda na to, że powinniśmy zebrać około 1000 lajków żeby powalczyć (po nas jeszcze tylko jedna sekcja, a ta, która prowadzi w tej chwili ma nieco ponad 800). Jeżeli macie ochotę wesprzeć rozwój brydża w Zielonej Górze, albo zwyczajnie zostało wam trochę sympatii do mnie, to bardzo proszę, lajkujcie. Z góry dziękuję:).

czwartek, 29 maja 2014

Chwilowy kryzys?

Troszeczkę ostatnio nie miałam weny, żeby tu pisać. Ja się chyba nie nadaję do blogowania. Ilekroć przychodziło mi do głowy, że chciałabym o czymś napisać, to pomysł dostawał w łeb od siedzącego w mojej głowie i mającego się dobrze (auto)cenzora. Głównie pod pretekstem "to zbyt osobiste". Nie mam chyba odpowiedniej konstrukcji psychicznej, żeby wrzucać na bloga zdjęcia, a już tym bardziej żeby chwalić się jak wysoko dzidzia podnosi główkę i opisywać każdą kupkę. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że to interesuje kogokolwiek poza mną;). Nie lubię też pisać z pozycji "mentora", radzić. A o problemach nie mam jak pisać, bo moje macierzyństwo jest zupełnie bezproblemowe i cukierkowe do wyrzygania. Myślałam o tym przez te ostatnie trzy tygodnie i rozważam zamknięcie bloga, ewentualnie zupełną zmianę formy. Może to chwilowy kryzys?

wtorek, 6 maja 2014

Mamo, nie szukaj wymówek! Ćwicz z dzieckiem!

Jestem szczęściarą. Mam naprawdę idealne dziecko. Jak potrzebuję 40 minut, żeby poćwiczyć, to moje maleństwo grzecznie leży na brzuszku miętoląc w łapkach swoje ulubione zabawki i cierpliwie przygląda się, to mnie, to monitorowi laptopa na którym w tym samym rytmie co ja skaczą mniejsze, bądź większe grupy ludzi. Czasem zaczyna tracić cierpliwość gdzieś koło rozciągania, ale wtedy po prostu biorę ją na ręce i rozciągamy się razem (ja się rozciągam, a ona piszczy radośnie). Pewnie nie każda mama jest taką szczęściarą. Już nie raz i nie dwa słyszałam od różnych mam, że dziecko zwyczajnie nie daje im poćwiczyć. I wiecie co? Uważam, że to zwykła, mało wybredna wymówka. Może nie pójdziecie biegać do parku, kiedy nie macie z kim zostawić maluszka. Może nie zrobicie całego Killera ignorując wrzaski domagającego się uwagi maluszka. Ale czy naprawdę nie znajdziecie dziesięciu minut dziennie na wykonanie paru skłonów, wymachów i brzuszków, które przy okazji będą świetną zabawą dla waszego dziecka? Nie? No nie wierzę.
    Jeżeli nie macie pomysłów, jak ćwiczyć z dzieckiem, polecam wam podglądnięcie pani, która towarzyszyła mi przez większość ciąży.


Naprawdę, wystarczy chcieć.

środa, 30 kwietnia 2014

Ombre

Strasznie długie miałam święta. Dopiero w niedzielę wróciliśmy od teściów. Kawał drogi mamy, więc nieczęsto widują wnuczkę. W ramach wyrzucania z siebie niepotrzebnych napięć siedziałam wczoraj godzinę u fryzjerki, na cudownym, masującym fotelu, podczas gdy miła pani robiła z moimi włosami jakieś zupełnie zbędne rzeczy (końcówki podcięłam przedwczoraj, a wczoraj tylko jakiś dziwny zabieg wzmacniający). Chociaż jak dziś czesałam tradycyjny, nieabsorbujący koński ogon, to stwierdziłam, że może jednak potrzebne, bo tak mi się więcej tych włosów jakby zrobiło. No i od fryzjera wyszłam z taaaaaaaaaaaaaakim szerokim uśmiechem:). Przy okazji fryzjerka zwróciła mi uwagę, że mam na głowie bardzo ładne, delikatne ombre. Nie, żeby specjalnie, po prostu chcę wrócić do naturalnego koloru włosów, a to dziadowskie słońce wyszło ostatnio i bezczelnie rozjaśniło mi tylko ten kawałek, na którym miałam wcześniej farbę. Kiedyś to się nazywało odrosty, a teraz jest modne i się nazywa ombre. Okropność. A czekać będę jeszcze ze sto lat, aż się wyrówna. Ledwo się powstrzymałam, żeby nie pobiec do sklepu po farbę. Może powinnam, na znak protestu. Przez ostatnie półtora tygodnia nasłuchałam się strasznych rzeczy na temat bycia matką. Wyobraźcie sobie, że niektórzy ludzie zupełnie poważnie uważają, że matka nie ma prawa mieć swoich potrzeb, pragnień, pasji i cała jej egzystencja, tak gdzieś do ukończenia przez dziecko 20 lat powinna się ograniczać do zajmowania się nim. A ja myślałam, że matka też człowiek. O, naiwności moja! Potrzebny mi był ten fryzjer:). Jak to dobrze, że jesteście tutaj i mogę się komuś wygadać.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozstrzygnięcie rozdania

Rozdanie, które wam pokazałam dwa posty wcześniej w prawdziwym meczu skończyło się tak, że mili panowie wypuścili mi szlema pikowego, którego nawiasem mówiąc bardzo ładnie wylicytowałam, ale który nijak nie szedł. A moje rozdanie blogowe musiałam zakończyć z pomocą Tatusia, z obawy o swój brak obiektywizmu. Tatuś stwierdził, że skoro w zabawie udział wzięło 8 osób, to najłatwiej będzie ponumerować je w kolejności dodawania wpisów i rzucić kostką... ośmiościenną. Tak też uczyniliśmy. Zrobiłam nawet zdjęcie. Niestety, musicie uwierzyć mi na słowo, ponieważ zdjęcie musiałam robić telefonem, który nie jest jakimś wypasionym smartfonem i umie się komunikować z moim osobistym laptopem tylko przy pomocy kabla, którego nijak nie potrafię znaleźć (aparat mam od lutego w naprawie:( ). Obiecuję, że jak tylko znajdę, to podmienię. A na razie musi wam wystarczyć to zdjęcie, pożyczone z internetu, na którym widnieje ta sama liczba, co na mojej kostce:

http://www.gryfabularne.pl/rekwizyty.html

Ta, która wypadła, to ta na górze, jakby ktoś miał wątpliwości:), więc płyta wędruje do Zimowej Mamy. A my wszystkim mamom, które tu zaglądają i wszystkim maluszkom życzymy wesołych Świąt (jeżeli zagląda ktoś, kto nie jest mamą ani maluszkiem, to tym bardziej:)))).

niedziela, 13 kwietnia 2014

Samodzielność

   Wstałam dziś rano i zanotowałam z niejakim zdziwieniem, że mojego dużego syna nie ma w domu. Mam jakieś dziury w głowie, bo powinnam chyba pamiętać, że to dziś dzień, w którym młody ma samodzielnie zarobić pierwsze pieniądze. Przyszedł do domu z torbami pełnymi ulotek. A ja właśnie piję kawę i rozklejam się odrobinkę, przerażona niemożliwym tempem pędzącego czasu. Wyobrażacie sobie, że wasz maluszek nagle zaczyna sam zarabiać pieniądze? Już nie jest bezradnym, zależnym od mamusi maluszkiem, tylko prawie dorosłym, samodzielnym człowiekiem.
   Muszę się wam przyznać, że trochę go do tego sprowokowałam. Zastanawiałam się, czy dobrze robię (na szczęście bardziej demoralizująca z babć jest daleko i nie mogła interweniować;)) i czułam się trochę jak wyrodna matka. Moje dziecko w zeszłym roku zrezygnowało z harcerstwa i właśnie się obudziło, że właściwie to chciałoby wrócić, a tak najbardziej to pojechać na obóz. Jako wyrodna matka powiedziałam, że moim zdaniem to trochę nie w porządku, że olał wszystkie zbiórki i teraz chce tylko śmietankę spijać, w związku z czym niczego mu nie zabraniam (ja z zasady niczego mu nie zabraniam), ale nie mam zamiaru wspierać jego kaprysów, zwłaszcza finansowo. No to postanowił, że sobie na ten obóz zarobi. Cieszę się, że nie poszedł po kasę do babć, tylko postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Czy to już ten moment, w którym powinnam zacząć czuć się staro?;)

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozszerzanie diety

Byłyśmy dziś z Luśkiem na szczepieniu. Mała zniosła kłucie dzielnie. Nawet nie pisnęła. Buntowała się tylko trochę przy mierzeniu obwodu główki. Została pomierzona, poważona i okazało się, że od ostatniego szczepienia przytyła tylko 200 gramów. Do tej pory wszystko było w porządku. Przybierała idealnie karmiona tylko moim mleczkiem. Chciałam żeby była na samej piersi jak najdłużej. Naczytałam się tych wszystkich superporad i wytycznych w broszurkach, książkach i internecie i postanowiłam zacząć rozszerzać dietę od szóstego miesiąca życia Lusi. Czyli zacząć za cztery dni. No ale (ja? matematyczka?) nie wzięłam chyba pod uwagę jednej rzeczy. Te wszystkie wytyczne dotyczą jakiegoś urojonego, przeciętnego statystycznego dziecka. Do każdego maluszka trzeba podchodzić indywidualnie. A moja Luśka jest dzieckiem dużym. 75. centyl i jeżeli chodzi o wzrost i o wagę. I potwornie energicznym. Biorąc pod uwagę te drobne fakty powinnam pomyśleć i być może zacząć rozszerzać jej dietę wcześniej. Przestraszyłam się trochę. Dostałyśmy skierowanie na badania i zalecenie natychmiastowego rozpoczęcia dokarmiania dziabąga. Dwa razy dziennie kleik bezglutenowy a na obiadek stopniowo owoce i warzywa. Zaczęłyśmy dziś od jabłuszka. Mała przeszczęśliwa. Powinnam była wierzyć swojemu dziecku, a nie jakimś bezsensownym wytycznym. I się zaniepokoić, że od paru dni śpi do 10:00, a nie cieszyć, że wreszcie się mogę wyspać. Głupia, głupia, głupia ja.