środa, 26 marca 2014

Dziecko w knajpie

Po raz kolejny znalazłam na którymś z popularnych portali zajadłą dyskusję na ten temat i postanowiłam dołożyć swoje trzy grosze. Bo, jak to zazwyczaj ze mną bywa, mam wrażenie, że właściwie nie ma żadnego problemu. 
   Jest wiele rzeczy co do których sobie obiecywałam, że jak urodzę, to "absolutnie nigdy w życiu". Niektóre się jeszcze jako tako trzymają na cieniutkich niteczkach z resztek siły woli, które się zrobiły zadziwiająco elastyczne. Ale niektóre postanowienia zupełnie się rozsypały po brutalnym zderzeniu z rzeczywistością. Większość z powodu obiektywnych trudności związanych z ich realizacją. A dla części zwyczajnie już nie potrafię znaleźć dobrego uzasadnienia. Chyba najbardziej jaskrawym przykładem spośród tych drugich jest postanowienie nie zabierania małej do knajpek, kawiarni, restauracji i innych tego typu przybytków. Muszę przyznać, że jak sobie w tej mojej ciążowej głowie tworzyłam takie postanowienie, to było mi zwyczajnie smutno. No bo jak to tak? Mam nagle przestać chodzić z przyjaciółką na pyszną kawę i jeszcze pyszniejsze ciasto marchewkowe? Zrezygnować ze sporadycznie kosztowanej ciężkiej, ale pysznej kresowej kuchni w jednej z moich ulubionych knajpek? Pozbawić się przyjemności zjedzenia czasem pysznych rzeczy, które przygotuje dla mnie ktoś inny (Tatuś jest fajny, ale powiedzmy sobie szczerze, gotować to on nie umie)? No ale wydawało mi się, że właściwie nie ma innego wyjścia, no bo przecież takie dziecko w knajpie zwyczajnie PRZESZKADZA. Z resztą, nie zauważyłam w restauracjach za bardzo obecności szkrabów w lusiowym wieku. Właściwie to większych też za bardzo nie zauważyłam. Czyżby rodzice z dziećmi stołowali się wyłącznie w domu, albo ewentualnie jedli zdechłe krowy w przybytku posiadającym w swoim logo przerażającego clowna? Jeżeli wszyscy myślą tak, jak ja przed urodzeniem Lusi, to pewnie tak jest. Ale czy istnieją jakiekolwiek sensowne argumenty uzasadniające taką opinię? Można próbować powiedzieć na przykład, że niemowlę krzyczy. Być może mam jakiś wybrakowany egzemplarz, ale zdecydowanie nie doświadczyłam przyjemności słuchania krzyku własnego dziecka w restauracji. Z moich doświadczeń wynika, że niemowlę w restauracji robi dokładnie to samo co w domu, czyli śpi. Jeżeli więc wybieram lokal w którym jest przyjemna, rodzinna atmosfera, a nie taki w którym ludzie z krawatami tę "bułkę w bibułkę" na służbowych lanczach i stawiam wózek ze śpiącym dzieckiem gdzieś w kąciku, to właściwie dlaczego nie? Może komuś przeszkadza sama obecność dziecka i potencjalna możliwość przeszkadzania? Bo się taka władowała z tym wózkiem i co ona sobie myśli? Ale po pierwsze - nie spotkałam jeszcze takich osobników. A po drugie - to chyba właściwie nie jest mój problem, tylko rzeczonego osobnika prywatny, psychiczny.
   A wy, zabieracie swoje maluchy do restauracji? A może tylko do takich miejsc, które wyraźnie rodziców z maluszkami zapraszają?

10 komentarzy:

  1. Masz rację, jeśli rodzinna atmosfera to sama przyjemność. My na dzien kobiet bylismy na lodach w cukierni we 3.

    OdpowiedzUsuń
  2. Raz byliśmy z małym w kawiarni - przespał całą wizytę (choć dodać powinnam, że to była kawiarnia dla rodzin z dziećmi). U nas jest o tyle si, że w razie chęci wyjścia gdziekolwiek mamy z kim Aleksandrowskiego zostawić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety nie mam tak dobrze. Lusia jeszcze za mała, żeby ją zostawiać ze starszym bratem, a babcie daleko. Ale radzimy sobie:).

      Usuń
  3. Ja nie widzę żadnych przeciwności w zabieraniu dziecka w takie miejsca wręcz przeciwnie, bardzo często widzę jak rodzicie chodzą do knajpek, kawiarni i restauracji z pociechami ;)

    http://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. My często widywaliśmy rodziców z maluszkami (zwykle śpiącymi, jak piszesz) w Pizzy Hut przy Puławskiej. Nie widziałam w tym żadnego problemu. Zresztą mnie rodzice też zabierali do restauracji jak miałam ledwie kilka tygodni (we Francji już dawno była taka moda), ja Małej na razie nie zabieram tylko ze względu na Nią - żeby czegoś nie złapała.

    OdpowiedzUsuń
  5. my Alka nie zabieramy ... dla mnie to chore.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabieranie dziecka do restauracji jest chore? Trochę na taką opinię czekałam;). Rozwiniesz myśl?

      Usuń
  6. A skąd ci się właściwie wzięło takie postanowienie w ciąży?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozmawiałam o tym dużo razy z Tatusiem i wydawało mi się wtedy rozsądne. Są takie miejsca, do których ludzie przychodzą miło spędzić czas, zrelaksować się i niekoniecznie chcą słuchać płaczów i wrzasków. Wydawało mi się, że niemowlę to żywioł nie do opanowania i statystycznie jak się je do tej knajpy zabierze, to jednak będzie wrzeszczeć.

      Usuń