Niby ciąża to nie choroba, ale jednak pewien rodzaj niepełnosprawności umysłowej i emocjonalnej ze sobą niesie. Od kiedy mam brzuszek wszyscy traktują mnie z nieprawdopodobną wyrozumiałością i cierpliwością. Mogę sobie płakać z byle powodu, krzyczeć i zachowywać się jak kompletna idiotka, a otoczenie co najwyżej pogłaska mnie po główce, przytuli i sprezentuje roczny zapas cukierków z melisą (to teściowa:)). No bo w końcu jak ktoś jest upośledzony, to bez sensu się kłócić :). W ramach troski o moją głowę mój cudowny mężczyzna sprezentował mi wczoraj takie cudo:
i jest to milsze o tyle, że nie mam w domu jakiegoś romantycznego miłośnika filozofii wschodu, tylko hiperracjonalistę. Czuję się zaopiekowana:). Będę kręcić. Nie mam co prawda nadziei, że taki gadżet pomoże na hormonalną burzę, ale może chociaż zadziała jak placebo.
A wy jak sobie dajecie/dawałyście radę z ciążowym rozchwianiem?
mnie denerwuje zachowanie innych, traktują mnie jak jakąś niepełnosprawną... a przecież znieść talerze czy zrobić pranie to nic ciężkiego.
OdpowiedzUsuńJa tam się cieszę, że mają dla mnie więcej wyrozumiałości. Akurat w zmywaniu nikt mnie nie chce wyręczyć, jak sama o to nie poproszę:D, ale hormony dają mi się we znaki mocno.
Usuńw pierwszej chwili pomyślałam, że to jakieś kulki gejszy ;-))
OdpowiedzUsuńHahahahaha... takie pewnie też rozładowuję napięcia;). Ale to są kulki qui gong. Do kręcenia w łapkach:).
Usuń